
Kraj gościnnych ludzi
Od granicy Tajlandii do stolicy Kambodży- Phnom Penh, jechaliśmy prawie cały czas główną trasą czyli drogą nr 6.
Ruch był tutaj duży ale w miarę zorganizowany. Wolniejsze pojazdy (czyli my, skutery, motory, zaprzęgi itd) , jechały wielkim poboczem, środkiem zaś jechały samochody i ciężarówki. Układ taki czynił podróż bezpieczną a zachowania kierowców było w miarę do przewidzenia. Podróżując po drodze wielkim urozmaiceniem było oglądanie tego co przewożone jest na pojazdach oraz samej konstrukcji pojazdów. Przewożono dosłownie wszystko i to w ogromnych ilościach, w pamieć utkwiły nam najbardziej skutery, które przewoziły ciężkie i żywe świnie oraz wielką piramidę garnków.
Plan dnia był ustalony i dopasowany do panujących warunków, czyli odległości na mapie oraz bardzo wysokiej temperatury i piekącego słońca.
Wstawaliśmy bardzo wcześnie by po porannej toalecie spakować się i jak najszybciej ruszyć w trasę, by skorzystać jak najdłuższy z niższej temperatury. Po 2-3 godzinach podróży, zatrzymywaliśmy się w przydrożnej jadłodajni by zjeść śniadanie i dalej w drogę. Na miejsce docieraliśmy około godziny 12-13 i szukaliśmy noclegu, który po dłuższym lub krótszym czasie zawsze znajdowaliśmy. Reszta czasu to zwiedzanie odpoczynek i dalsze planowanie.
Byliśmy mocno zdziwieni, bazą hotelową którą spotkaliśmy na trasie. Małe hoteliki były naprawdę o wysokim standardzie i niskiej cenie. Zagadką dla nas było to, że zawsze byliśmy tam jedynymi gośćmi, co nam jednak nie przeszkadzało.
Po drodze nie sposób być głodnym, wszędzie znajdziemy punkty gastronomiczne serwujące podstawowe danie czyli zupy. Kambodża nie jest krajem zamożnym i jedzenie nie jest tu bardzo wyrafinowane i urozmaicone. Większość przydrożnych domów serwuje posiłki przyrządzone we własnych kuchniach i je się je albo na podwórku albo w jednym z pokoi przeznaczonym specjalnie dla gości. Przy okazji posiłku można podejrzeć jak swoje życie wiodą Kambodżanie…np trzymając małą małpkę w łóżeczku dla dzieci, czego byliśmy świadkami.
Naszym odkryciem był pyszny napój z trzciny cukrowej z limonką, robiony na naszych oczach. Oprócz walorów smakowych i gaszących pragnienie dawał też energetycznego kopa na dalszą część podróży.
Jak to bywa, ze im ludzie bardziej biedniejsi tym bardziej gościnni i uśmiechnięci. Tak samo jest w przypadku Kambodży, pomimo dużego ubóstwa, które widać na każdym kroku, zawsze spotykaliśmy się z życzliwym przyjęciem i nikt nie odmówił nam pomocy.
