
Korzenie sztuki
Żar lał się z nieba. Jak okiem sięgnąć, widać było tylko piach i skały oraz wielką górę, gdzie znajdowały się Petroglify.
By uzbroić się w wiedzę a przede wszystkim w by znaleźć trochę cienia udaliśmy się muzeum u podnóża góry. Budynek muzeum zachęcał do wejścia, chodź nieduży, był zadbany i błyszczał nowością. Dodawał dodatkowo otuchy, ze jest miejsce gdzie można się skryć w tej ogromnej spiekocie. Zaraz po wejściu, ogarnął nas miły chłód klimatyzacji. Oddaliśmy plecaki do szatni, zakupiliśmy butelkę zimnej wody i ruszyliśmy na zwiedzanie.
Nowoczesny budynek nie był tylko efektem zewnętrznym, muzeum okazało się w pełni multimedialne i nie powstydziło by się żadne europejskie państwo. W muzeum dowiedzieliśmy się, w co trudno było uwierzyć, że w okresie polodowcowym, okolica ta była bardzo wilgotna i idealnie nadawała się do zamieszkania przez ludzi (była tu sawanna). Przypominając sobie o niebywale wysokiej temperaturze na zewnątrz i palącym słońcu, zdecydowanie zatęskniliśmy za dawnymi czasami.
Park Krajobrazowy Gubustan to 537 hektarów na którym znajduje się unikatowe na skale światową naskalne ryciny (wpisane na listę zabytków UNESCO w 2007 roku). Podczas ruchu płyt tektonicznych powstały w rejonie Gubustanu wzgórza z wapienia, w których znajdowały się liczne jaskinie.
W tych to jaskiniach znaleźli schronienie protoplaści obecnego Azerbejdżanu. Bardzo trudno określić kiedy powstały pierwsze malunki naskalne zwane Petroglifami. Uczeni twierdzą, ze mogło być to być nawet 20 000 lat temu (Gubustan to jedyne miejsce w Azerbejdżanie gdzie odkryto freski z epoki plejstocenu). Do chwili obecnej odkryto i skatalogowano około 600 000 malowideł. Ich różnorodność jest olbrzymia, przedstawiają: ludzi, zwierzęta, tańce rytualne , karawany wielbłądów..i wszystko to co zaobserwować mógł ówczesny mieszkaniec Gubustanu. Na mnie prywatnie wywarł wrażenie film animowany przedstawiający życie i śmierć członków plemienia. Kreska rysunku (przypominająca tę z petroglifów) muzyka i cały klimat nadawały filmowi niesamowitego klimatu i z ciarkami na plecach czułem się jakbym przeniósł się do tamtej epoki.
Po wyjściu z chłodnego muzeum uderzyła nas fala gorąca, na wzgórze postanowiliśmy udać się piechotą (jakieś 3-4 kilometry) po asfaltowej drodze. Marsz był wolny, gdyż w tym upale każdy ruch powodował niesamowite zmęczenie. Gdy wchodziliśmy coraz wyżej, naszym oczom ukazywał się półpustynia ze spalonymi słońcem kamieniami i karłowatą roślinnością. Podświadomy niepokój budził brak cienia w zasięgu wzroku, przed oczyma stawały mi wszystkie historie o śmierci z braku wody na pustyni.
Naszą katorgę wspinaczkową ukrócił mały samochodzik, który zabrał nas na stopa. Bardzo mili rosyjscy turyści podwieźli nas na szczyt. Widok na okolice z platformy widokowej zapierał dech w piersiach. Same petroglify również robiły wrażenie, podróżując po zakamarkach skalnych jaskiń natrafialiśmy na coraz to nowe malunki. Cała kompozycja, widok na okolice, petroglify i wizualizacje z muzeum dawały w połączeniu niesamowite przeżycia, wyobraźnia działała bez zarzutu. Po skończonej wizycie udaliśmy się piechota do muzeum ( z góry szło się lżej) , i taksówką wróciliśmy do miasteczka i na autostradę.
